Kara za brak pieniędzy
– W kasie spółdzielni nie było pieniędzy. Musiałem decydować, które należności regulować w pierwszej kolejności – broni się były prezes.
Lokatorsko-Własnościowa Spółdzielnia Mieszkaniowa Aster to obecnie 6 bloków i 81 mieszkań przejętych od dawnego Zakładu Doświadczalnego Ziemniaka. Osiedle zostało przejęte przez spółdzielnię z całym inwentarzem, m.in. starą, zdezelowaną oczyszczalnią ścieków, pamiętającą epokę Gierka. Ścieki z osiedla trafiają do oczyszczalni. Dalej do rowu melioracyjnego o nazwie Przełęk, później do Jeziora Niwskiego i do rzeki Kamionki.
– Oczyszczalnia działa w oparciu o pozwolenie wodno-prawne, wydane przez starostę, obejmujące szczególne korzystanie ze środowiska. Zgodnie z przepisami raz na kwartał w tej oczyszczalni należy wykonywać badania próbek wody. Jeśli wyniki kolejnych czterech próbek wody są prawidłowe, to następne badania można wykonywać dwa razy w roku. Jako starostwo nie możemy zmienić częstotliwości badań. Reguluje to rozporządzenie – wyjaśnia Barbara Wiśniewska, dyrektor wydziału rolnictwa i ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Sępólnie.
Niestety, przez kilka lat tego zapisu nie respektowano. Badania wykonywano w większych odstępach czasowych niż nakazują to przepisy. Kontrola inspektorów WIOŚ-u zakończyła się wydaniem konkretnych zaleceń i nałożeniem kary finansowej. Ponad 60 tysięcy złotych dla tak małego podmiotu to cios prosto w serce. Ciężar nie do udźwignięcia. Dlaczego prezes Węglewski, który w ubiegłym roku nagle złożył rezygnację ze swojej funkcji, nie wykonywał swoich obowiązków i naraził spółdzielnię (czyli spółdzielców) na taką karę?
– Po prostu w kasie spółdzielni nie było pieniędzy. Spółdzielnia działa o plan finansowy. Budżet zatwierdzamy na walnym zebraniu. Jeśli wpływy są mniejsze od planowanych, to na pewne rzeczy brakuje pieniędzy. Zadłużenie mieszkańców wobec spółdzielni cały czas przekraczało 40 tysięcy złotych. To tak, jakby przez półtora miesiąca nie było w ogóle wpływów do kasy, a spółdzielnia funkcjonowała. Musiałem decydować, co płacić w pierwszej kolejności: pensje, ZUS, urząd skarbowy. Na pewne rzeczy zawsze brakowało pieniędzy. Badania były wykonywane, ale rzadziej niż trzeba. Wyniki tych badań były bardzo dobre. Pewnie, że odpowiada za to prezes, ale odpowiedzialność rozkłada się też na dłużników, którzy nie płacą. To dłużnicy powinni uderzyć się w piersi. Gospodarowałem tym, co było na koncie. Nie uciekam od odpowiedzialności. Cały czas, do dzisiaj pomagam pani prezes wyjść z tego kłopotu – mówi Edward Węglewski.
Wygląda na to, że pieniądze wydane na zapłacenie kary nie zostaną zmarnowane.
– Istnieje możliwość zamiany tej kary na inwestycje w ochronę środowiska. Mamy starą, betonową sieć kanalizacyjną. Jest ona niedrożna, pozarywana. Rocznie wydajemy kilka tysięcy złotych na jej udrażnianie, dlatego chcielibyśmy zainwestować w tę sieć. Jeździliśmy do WIOŚ-u i staraliśmy się to wszystko załatwić. Co prawda nie ma tego na piśmie, ale mamy ustną obietnicę, że kara może być zamieniona na inwestycję. Zresztą zakupiliśmy już specjalne mieszadło do oczyszczania ścieków za ponad 10 tysięcy złotych i poprosiliśmy o zaliczenie tego zakupu na poczet kary. Dodaliśmy do tego 4 tysiące wydane na udrażnianie ciągów kanalizacyjnych. Pan Węglewski cały czas jeździ z nami i nam pomaga. Znam sytuację i wiem, że nie było pieniędzy na badania. Proszę na to spojrzeć... – mówi prezes Sabina Lubińska, pokazując kartkę przyczepioną do drzwi biura spółdzielni. Na niej zadłużenie lokatorów, ponad 42 tysiące złotych.
Szczęście w nieszczęściu, że pieniądze z kary, zamiast wpaść do budżetowej dziury, pozostaną na miejscu i pozwolą na wymianę archaicznej kanalizacji na osiedlu mieszkaniowym w Zamartem. Koszt jednego badania to około tysiąc złotych. Kara jest wielokrotnie wyższa. Należy się zastanowić, czy warto było?
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.