Kierowcy walczą z grysem i spychologią
Przypadek kierowców, którzy zniszczyli samochody na odcinku drogi wojewódzkiej relacji Więcbork – Złotów, pokazuje bezradność jednostki wobec biurokratycznej machiny, gdzie nikt nie ponosi odpowiedzialności prawnej za niekompetencję i wszyscy zrzucają winę na wszystkich. W połowie lutego drogą wojewódzką nr 189 podróżował kierowca opla combo. Podczas manewru wymijania spod kół pojazdu ciężarowego jadącego z przeciwka odskoczył kamień, który uderzył i wybił szybę czołową opla. O zdarzeniu została powiadomiona policja. – Funkcjonariusze spisali notatkę służbową. Uznali, że było to zdarzenie losowe, a popełniony czyn nie ma znamion wykroczenia – mówi kierowca opla. Kilka dni później na tej samej drodze doszło do podobnego zdarzenia. Tym razem ucierpiał kierowca toyoty. Treść notatki służbowej była taka sama jak w powyższym przypadku. – Ta sytuacja zirytowała mnie, ponieważ był to samochód służbowy. Nie dość, że straciłem szybę, to jeszcze odebrano mi dowód rejestracyjny – mówi właściciel uszkodzonego opla. O zdarzeniu i poniesionej szkodzie właściciele pojazdów poinformowali tucholski oddział Zarządu Dróg Wojewódzkich w Bydgoszczy, domagając się szczegółowych wyjaśnień i odszkodowania za straty poniesione z tytułu zdarzenia. W tym momencie rozpoczął się mozolny proces zrzucania winy i unikania odpowiedzialności za niekompetentne działania. Drogowcy z Tucholi od samego początku twierdzili, że winę ponosi wykonawca. ,,Zgodnie z pismem z 21 stycznia za wszelkie szkody spowodowane bezpośrednim działaniem luźnego grysu będzie odpowiadała wasza firma” - czytamy w dokumencie wysłanym przez drogowców do firmy Saldróg odpowiedzialnej za remont nawierzchni na drodze wojewódzkiej nr 189. Kierownik Rejonu Dróg Wojewódzkich do dokumentu wysłanego do wykonawcy załączył pismo z 21 stycznia bieżącego roku. Był to apel drogowców do wykonawcy. ,,W związku z zagrożeniem w ruchu drogowym (zalegający grys na jezdni), jakie powstało na drodze, na której wasza firma w ubiegłym roku wykonywała powierzchniowe utrwalenie, prosimy do czasu wykonania robót poprawkowych o oznakowanie powyższego odcinka drogi znakami informującymi o zagrożeniu. W celu ochrony kierowców przed przykrymi skutkami tutejszy rejon drogowy ustawił oznakowanie awaryjne do czasu reakcji waszego Przedsiębiorstwa. W przypadku wystąpienia szkody poprzez bezpośrednie działanie luźnego grysu wszelkie roszczenia będą kierowane do was” - czytamy w apelu drogowców do wykonawcy datowanym na 21 stycznia.
Firma Saldróg nie poczuwa się do odpowiedzialności za to, co się stało. ,,Oświadczamy, że nie ponosimy odpowiedzialności za powstałą szkodę. Informujemy, że prace remontowe na wymienionej drodze zostały wykonane przez naszą firmę w ubiegłym roku. Po ich zakończeniu miał miejsce końcowy odbiór robót przez zamawiającego. W związku z powyższym wyremontowany odcinek został przekazany zarządcy. W momencie przekazania przedmiotowego odcinka, nawierzchnia drogi była oczyszczona. Z dniem odbioru drogi do użytkowania za stan nawierzchni odpowiada jej zarządca” - pisze wykonawca w piśmie adresowanym do właściciela uszkodzonego samochodu. Co ciekawe, Rejon Dróg Wojewódzkich również podtrzymuje swoje stanowisko dotyczące szkody twierdząc, że jakiekolwiek roszczenia należy kierować do wykonawcy. – To typowa spychologia. Z dokumentów, jakie otrzymałem, wynika, że nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności - ani zarządca drogi, ani wykonawca. Nie chodzi mi o koszt zakupu i wymiany szyby, tylko o zwykłą przyzwoitość, dlatego zastanawiam się nad skierowaniem sprawy do sądu. Zrobię to dla zasady. Pragnę nadmienić, że osób poszkodowanych jest znacznie więcej – mówi zdenerwowany właściciel opla. Ma rację. Odpowiedzialność za zaistniałe zamieszanie ponosi zazwyczaj właściciel lub zarządca drogi. Poszkodowanych nie obchodzi, kto komu nakazał ustawienie znaków ostrzegawczych. Zarząd Dróg Wojewódzkich dokonał odbioru wykonanych prac, co zmusza ich do wzięcia odpowiedzialności za to, co się stało. W przeszłości drogowcy i ubezpieczyciele prześcigali się w regułkach, które zamieszczali w pismach do poszkodowanych. Zazwyczaj pisali, że droga została zmodernizowana zgodnie ze sztuką budowlaną. Ale co to za szuka, skoro służby drogowe posługują się archaicznymi metodami sprzed wielu lat? – Regeneracja dróg lub ich powierzchniowe utwardzenie grysami to metoda stara jak świat. Stosuje się kruszywo o granulacji do 8 – 12 mm. Zmienia się tylko lepiszcze. Kiedyś była to smoła, a dzisiaj specjalna emulsja. Początkowy okres po utwardzeniu na pewno jest uciążliwy. Gres, którego lepiszcze nie związało, musi się po prostu odsypać. Jest to metoda, która w znacznym stopniu ratuje drogi przed katastrofą – mówił na naszych łamach w październiku ubiegłego roku Edwin Eckert, dyrektor Zarządu Drogowego w Sępólnie. Jest dokładnie tak, jak mówi naczelny drogowiec powiatu. Nie zdradził wszakże, jak długo może trwać ,,początkowy okres”. Drogi budowane ,,zgodnie ze sztuką” odsypują się na samochody kierowców i nikt nie chce być za to odpowiedzialny. A wszyscy przecież wiedzą, że to drogowcy.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.