Nie mam żadnych politycznych aspiracji
- Zawsze, przy różnych okazjach powtarzał Pan, że jest samorządowcem. Przyjęcie takiej partyjnej funkcji to jest poważne zobowiązanie. To jest wychylenie się poza samorząd i wyraźne pójście w politykę, która kojarzy nam się głównie z „warszawką”. Czy jedno drugiemu nie przeszkadza?
– W samorządzie funkcjonuję czternasty rok. Można to ocenić jako długi lub krótki okres. Podobne pytanie można zadać przewodniczącemu Krakowiakowi, który, o ile mi wiadomo, jest szefem lokalnych struktur Platformy Obywatelskiej. Dla mnie jest to dodatkowa funkcja. Wcześniej nie byłem nawet prezesem koła gminnego. Jestem tylko reprezentantem. Ktoś musi spełniać funkcje organizacyjne. Nie ukrywam, że dodaje to pewnej odpowiedzialności. Nie było restytucji dotychczasowego prezesa Jana Buławy. To była podstawowa przesłanka mojej decyzji, która zapadła dość późno. Postawiłem pewien warunek, że jeśli na zjeździe będzie możliwie szeroka reprezentacja członków, to podejmę decyzję w ostatniej chwili. Kiedy stwierdziłem, że na sali jest 96-procentowa frekwencja delegatów, na 58 było 56 delegatów, uznałem, że reprezentacja jest właściwa. Jako ciekawostkę powiem, że koło z Więcborka ma najmniejszą liczbę delegatów. Bardzo się cieszę, że był kontrkandydat, czyli kolega Grzeca.
- Henryk Pawlina postrzegany jest jako ten, który gotów jest pójść z każdym, byle do celu. Jako osoba, która, jak to się mówi, skacze z kwiatka na kwiatek. Najpierw SLD, potem Przymierze, a teraz PSL. Czy przyjęcie tej funkcji oznacza partyjną stabilizację? PSL w sondażach wypada raczej kiepsko.
– Dlatego funkcjonuję w samorządzie. Nie mam żadnych politycznych aspiracji. Nie wykluczam obecności na listach wyborczych, ale na to dzisiaj jest zbyt wcześnie. Stawianie mi takiego zarzutu jest bardzo wybiórcze. Kiedyś w Przymierzu byli wszyscy i było tam też PSL. Takie wnioski wynikają z ordynacji wyborczej. Zawsze byłem przeciwnikiem list partyjnych w samorządzie. Niestety, one są. Można mieć do mnie wiele zarzutów, ale uważam, że w wielu sprawach się sprawdziłem. Nie chcę, aby to wyglądało na zarozumiałość, ale jestem do zweryfikowania za każdy okres funkcjonowania w samorządzie. Ordynacja wymusza pewne działania. Częsciowo ten zarzut odpieram. Chodzi o to, aby na poziomie lokalnym być wyrazistym, a wydaje mi się, że po tylu latach jestem.
- Z deficnicji partia to jest towarzystwo, które wspólnie dąży do władzy. PSL na poziomie samorządu radzi sobie nieźle. Tam u góry jest już gorzej.
– Patrząc na udział PSL-u w samorządach i w Sejmie, dochodzimy do tego samego wniosku. To są zupełnie nieporównywalne liczby. Nie nazwałbym tego walką o władzę, ale dążeniem do współrządzenia.
- Patrząc na nasz lokalny rynek polityczny, to z kim wam najbardziej po drodze do tego współrządzenia?
– To życie wszystko weryfikuje, to wyborcy weryfikują. Ja bym tu takich uproszczeń nie wskazywał. Obecny układ koalicyjny w powiecie, w moim przekonaniu, jest chyba najlepszy, jaki był od początku funkcjonowania powiatu. Praktycznie nie ma opozycji. Praktycznie wszystkie ugrupowania uczestniczą we współrządzeniu. Umowa koalicyjna nie obejmuje tylko dwóch radnych PiS-u. Nie pamiętam takiego consensusu. To jest odpowiedź i recepta. Ważna jest przynależność partyjna, ale nie najważniejsza. Muszą znaleźć się ludzie. Ta wyrazistość byłaby większa, gdyby więcej ludzi szło do wyborów. Frekwencja w wyborach jest piętą achillesową naszego życia publicznego. Jeżeli samorządowiec powie, że nie chce uprawiać polityki, to będzie uznany za hipokrytę. Obecna koalicja jest dobrą przesłanką na przyszłość, takie jest moje zdanie i tego bym sobie życzył.
- PSL, partia ludowa z tradycjami, niestety staje się coraz mniej ludowa. Na listach wyborczych coraz trudniej znaleźć osoby związane z rolnictwem. Są za to lekarze, prawnicy. To kolejny zarzut kierowany w stronę Pana partii.
– Mam na to swoją odpowiedź. Ona nie powstała tylko na potrzeby tego wywiadu. Podzielam tę diagnozę, ale wyciągam z niej trochę inne wnioski. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w Polsce bardzo istotnie zmieniły się stosunki własnościowe i społeczne. Jako mieszkaniec wsi mogę powiedzieć, że jest to zjawisko całkowicie naturalne. Na wsiach mamy coraz mniej autentycznych rolników. Zmienia się demografia i zmienia się gospodarka ziemią. Czym się różni udział w życiu publicznym lekarza, który mieszka na wsi, nauczyciela, który mieszka na wsi? To jest naturalne, że ci ludzie mają reprezentować środowiska wiejskie. Nie można dziś przyjmować teorii, żeb w strukturach PSL-u muszą dominować rolnicy. Dla mnie to jest zupełnie naturalne. Właśnie chodzi o to, aby była różnorodna reprezentacja. Mamy być reprezentantami społeczności wiejskiej. Nawet w unijnej nomenklaturze tereny wiejskie to takie, które zamieszkuje poniżej 20 tysięcy mieszkańców. Kiedyś w Polsce 40 procent społeczeństwa żyło z rolnictwa. Dziś już tak nie jest. Ten procent jest o wiele niższy.
- Proszę nie traktować tego jako złośliwość, ale mówi się również, że PSL to partia geriatryków. Brak młodych to nie jest tylko przypadłość PSL-u, ale czy macie jakąś receptę, aby to zmienić?
– W naszym więcborskim kole średnia wieku jest najniższa ze wszystkich kół gminnych. Jest to zarzut, powiedziałbym, obraźliwy. Chcemy dążyć do jak największego uczestnictwa ludzi młodych w życiu publicznym. Musi nastąpić naturalna wymiana pokoleń. Ustępujący prezes szczerze i prostolinijnie podziękował za pracę i przekazał to młodszym. Nie można partii odmłodzić na siłę. Przede wszystkim młody człowiek w środowisku wiejskim potrzebuje oferty, która będzie zgodna z jego wyobrażeniami. Rodziny wielokopokleniowe zanikają. Młody człowiek musi mieć wszystkie potrzebne usługi, jakie zabezpiecza gmina i powiat w bezpośredniej bliskości. Są dziesiątki milionów złotych, które można pozyskać na obszarach wiejskich. Rolnicy na początku byli niepewni wobec unijnej pomocy, teraz doskonale dają sobie radę przy pozyskiwaniu funduszy zewnętrznych. W naszym powiecie z różnych źródeł na obszary wpływa nie mniej niż 60 milionów złotych rocznie. Nawet środki z lokalnych grup działania są skierowane do środowisk wiejskich. Są więc środki, trzeba tylko po nie sięgnąć. Wieś się dzięki temu zmienia, a te środki aktywizują młodych. Ktoś tym młodym na początku musi pomóc. Tu jest rola samorządu i ruchu ludowego. Wiele osób spełnionych zawodowo przeprowadza się na wieś. Kupują dom, kawałek ziemi i nasza aktywność powinna być również skierowana w ich stronę.
- Zarząd powiatowy jest strukturą partyjną. Kierowanie nim wymaga pewnej lojalności, a nawet dyspozycyjności wobec struktur wojewódzkich czy krajowych. To się może kłócić z lokalnymi interesami. Jak wybrnąć z tych zależności?
– Co do zasady, nie można wszystkich zadowolić. Gdybym w życiu publicznym funkcjonował pierwszy rok, to bym się tym przejął. Uważam, że na naszym poziomie takiej podległości nie ma. Mogę podać wiele przykładów, kiedy działacze PSL-u tu na dole mają inne zdanie i ci wyższego szczebla muszą się z nimi liczyć. Fakt, że PSL na poziomie samorządowym radzi sobie lepiej, to tylko potwierdza. Politycy wyższego szczebla dlatego muszą szanować tych na dole. Tutaj działa prosta arytmetyka. Na poziomie gminnym czy powiatowym potrzeba takich ludzi, którzy tym na górze powiedzą „nie”. Po to jesteśmy na dole, aby przestrzegać przed błędami tych na górze.
- Czy zjazd nakreślił już nowemu zarządowi jakieś cele, najbliższe działania?
– Prawdopodobnie na początku października dojdzie do pierwszego organizacyjnego posiedzenia zarządu, gdzie się ukonstytuujemy. Tam podzielimy się zadaniami i przemyśleniami. Zastanowimy się nad poszukaniem ludzi młodych i aktywnych. Chcemy uczestniczyć w życiu publicznym. Przygotowujemy sie również do zjazdu wojewódzkiego.
- Dziękuję za rozmowę.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.