Ostatni pociąg już odjechał
– PKP to jest państwo w państwie. Najbardziej niereformowalna firma w tym kraju – mówi jeden z burmistrzów, który chciał coś uhandlować z kolejową spółką.
29 czerwca br. w Zakładzie Linii Kolejowych w Bydgoszczy został złożony wniosek o wydzierżawienie lub udostępnienie odcinka linii kolejowej Więcbork-Sypniewo. Oto fragment odpowiedzi na to pismo: „Odcinek linii kolejowej nr 240 jest nieczynny i nieprzejezdny oraz posiada decyzję ministra infrastruktury o likwidacji. Zgodnie z ustawą o transporcie kolejowym postępowanie likwidacyjne może być wstrzymane, jeśli właściwy miejscowo organ samorządu terytorialnego lub wskazany przez niego przedsiębiorca zawrze umowę o nieodpłatne przejęcie linii kolejowej w zarządzanie oraz zapewni środki finansowe na pokrycie kosztów eksploatacji oraz prowadzenia ruchu. Nadmieniamy, że prowadzenie ruchu po liniach kolejowych może wykonywać wyłącznie licencjonowany przewoźnik. Wobec powyższego nie wyrażamy zgody na udostępnienie nieczynnego odcinka linii 240.
– Miałem taki pomysł, aby wstawić na tory jakąś ciuchcię z jednym wagonikiem i wozić ludzi turystycznie, okazjonalnie, na przykład na imprezy. W wagonie mogłaby grać jakaś kapela. Wydaje mi się, że mogłoby to być jakąś miejscową atrakcją. Po otrzymaniu tego pisma temat jest nieaktualny – mówi Sebastian Stankowicz, właściciel Karczmy Jeleń., który chciał ożywić nieczynną linię kolejową.
Kolej pomysłu „nie kupiła”, a mogła na nim zarobić. Tory między Więcborkiem a Złotowem nadal będą zarastać. Swego czasu zrodził się pomysł, aby ten fragment nieczynnej linii zamienić na ścieżkę rowerową, a zgromadzony na nim tłuczeń wykorzystać do utwardzenia lokalnych dróg. Pomysł może dobry, ale nierealny. Żadnego samorządu nie stać na taką inwestycję.
Burmistrz Więcborka Paweł Toczko chciał przejąć od kolei budynek dworca i adoptować go na mieszkania. Jego poprzednik Andrzej Marach miał podobne plany wobec dworcowego budynku w Sypniewie. Burmistrzowie chcieli ratować to, co niszczeje, a przy okazji uzyskać kilka mieszkań dla potrzebujących. Okazuje sie, że jest to temat nie do przejścia. Kolejowi urzędnicy piętrzą problemy na zawołanie. Burmistrz Kamienia Wojciech Głomski o swoich doświadczeniach w rozmowach z koleją mówi tak:
– Na stanowisku odpowiedzialnego za nieruchomości dyrektora następowały tak szybkie zmiany, że jeden nie zdąży zapoznać się ze sprawą, a już go odwoływali. W krótkim czasie przeżyłem trzech czy czterech takich dyrektorów.
Wojciech Głomski jeszcze niedawno zapewniał, że będzie pierwszym w okolicy, który przejmie budynek dworca na mienie gminy i przerobi go na mieszkania. Dziś już tak nie twierdzi.
– Problem tkwi w tym, że kolej nie jest właścicielem gruntu. Oni są użytkownikami wieczystymi. Gdyby przejęli grunty od Skarbu Państwa, to mogliby nam przekazać swoje nieruchomości. Złej woli w ich działaniu nie widziałem, ale paraliż decyzyjny całkowicie ich krępuje. Jest jeszcze jedna sprawa. Linia kolejowa Nakło-Chojnice nie jest zlikwidowana. Formalnie jest zawieszona. Gdyby zapadła decyzja o odwieszeniu, musielibyśmy oddać budynek w celu zapewnienia jej obsługi. Szanse na to są minimalne, ale i to trzeba brać pod uwagę. Wyremontujemy budynek, wprowadzimy lokatorów, a za chwilę go oddamy? To nie jest skórka warta wyprawki – dodaje burmistrz Kamienia.
Dworcowe budynki, zresztą bardzo ciekawe architektonicznie, przegrywają z czasem i wandalizmem. Ich ruin już nikt nie będzie chciał. Przywołany tutaj Andrzej Marach, w pierwszej kadencji samorządu powiatowego, złożył na PKP doniesienie do prokuratury. Udowadniał, że spółka celowo doprowadza do niszczenia mienia Skarbu Państwa. Prokuratura umyła ręce.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.