Prywatnie na samorządowym
Ewa Zygmunt- -Lorbiecka wykonywała podziały geodezyjne związane z przygotowaniem do sprzedaży zlikwidowanego gospodarstwa pomocniczego Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Sypniewie. Nasz informator twierdził, że w starostwie jest rachunek potwierdzający tę usługę. Informacja okazała się prawdziwa. Oficjalnie spytaliśmy starostę Jarosława Tadycha, czy coś mu na ten temat wiadomo, z góry zakładając, że nie wie. Przecież starostwem i powiatem kieruje dopiero od dwóch miesięcy.
– Od razu po rozmowie z redaktorem poinformowałem o tym zarząd powiatu. Jego członkowie dosłownie się wściekli. Rzeczywiście, jest rachunek, na podstawie którego wypłacono pani dyrektor pieniądze za tę usługę. Powzięcie tej informacji to jedno, a właściwe załatwienie tego problemu to drugie. Proszę dać mi na to jeszcze trochę czasu – mówi starosta Tadych.
Pytamy, o jaką kwotę chodziło i czy przestrzegano w tym przypadku procedur zamówień publicznych.
– To była kwota poniżej pięciu tysięcy euro. Zgodnie z ustawą, zamówienia o wysokości poniżej 14.000 euro można zlecać bez przetargu. W związku z zarządzeniem starosty tę granicę ustawiono na 5.000 euro. W tym przypadku nie było więc konieczności przeprowadzenia przetargu – wyjaśnia wicestarosta Andrzej Chatłas. Oczywiście pod kogoś tę granicę obniżono, ale o tym nikt dzisiaj nie chce mówić.
Starosta nie podjął na razie żadnych decyzji w tej sprawie, ponieważ ma wątpliwości natury prawnej. Zakaz prowadzenia działalności, wynikający z ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności przez osoby pełniące funkcje publiczne, dotyczy osób wydających decyzje administracyjne. Pani dyrektor za przyzwoleniem swoich przełożonych Henryka Pawliny, Stanisława Drozdowskiego i Tomasza Cyganka dosyć sprytnie uciekła przed tym zapisem. Po prostu nie wydaje i nie podpisuje decyzji administracyjnych. Robi to za nią starosta lub wicestarosta. Pisaliśmy o tym dwa tygodnie temu. Póki co, nic się nie zmieniło. Starostowie nadal wykonują czynności, które powinna wykonywać pani dyrektor. Dlaczego obaj nowicjusze nie potrafią egzekwować od podległego im urzędnika subordynacji? W tej sprawie zastosowanie ma również ustawa o pracownikach samorządowych. Ustawa mówi, że urzędnik samorządowy nie może wykonywać zajęć pozostających w sprzeczności z zajęciami, które wykonuje w ramach obowiązków służbowych, jeżeli wywołuje to uzasadnione podejrzenie o jego stronniczość lub interesowność. To samo odnosi się do działań związanych z zajęciami, które wykonuje w ramach obowiązków służbowych.W komentarzu Andrzeja Rycaka do ustawy czytamy m.in. „Zakaz wykonywania określonych zajęć poza stosunkiem pracy stanowi istotną ingerencję w strefę prywatności urzędnika, usprawiedliwioną jednak interesem publicznym, w tym interesem lokalnej społeczności, która utrzymując ze swoich podatków lokalną administrację, ma prawo liczyć na profesjonalne, uczciwe i bezstronne załatwianie spraw”. Co mają powiedzieć koledzy po fachu pani dyrektor? W tym przypadku skutecznie wyeliminowano zasadę wolnej konkurencji. Sąd Najwyższy w wyroku z 18 czerwca 1998 roku stwierdził, że prowadzenie przez pracownika samorządowego działalności gospodarczej, obejmującej czynności ściśle związane z jego obowiązkami pracowniczymi, stanowi przyczynę uzasadniającą wypowiedzenie umowy o pracę. W ocenie sądu sama możliwość wywołania wykonywanymi czynnościami podejrzenia o stronniczość i interesowność jest przyczyną uzasadniającą wypowiedzenie umowy o pracę.
– Pani dyrektor nie ma w zakresie swoich obowiązków wykonywania podziałów geodezyjnych – mówi wicestarosta Andrzej Chatłas.
To może pani dyrektor nie ma żadnych obowiązków? Jaką mamy gwarancję, że dyrektor Ewa Zygmunt-Lorbiecka nie wykonywała swojej prywatnej działalności w miejscu i czasie swoich etatowych zajęć? Jaką mamy gwarancję, że nie przyjmowała swoich prywatnych klientów w miejscu i czasie etatowej pracy? Nie ma żadnej gwarancji. Naszym zdaniem dochodziło do tego nagminnie. Szkoda, że obecny wicestarosta nie chce sobie tego przyswoić. Wyobraźmy sobie przypadek, w którym sprawa petenta wymaga wykonania pewnych prac geodezyjnych. Petent dowiaduje się o tym od pani dyrektor, a ta mówi: – Wie pan, ja to mogę zrobić. Czy taka sytuacja jest możliwa? Oczywiście. Podejrzenie o interesowność jest tu jak najbardziej słuszne. Sąd Najwyższy w wyroku z 15 lutego 2006 roku stwierdza, że prowadzenie działalności gospodarczej przez pracownika samorządowego może wywołać podejrzenie o stronniczość lub interesowność nawet wtedy, gdy dotyczy działalności nieobjętej bezpośrednio jego zakresem czynności pracowniczych. Z kolei Trybunał Konstytucyjny stwierdza, ze wszelkie ograniczenia swobody podejmowania działalności gospodarczej nakładane na osoby pełniące funkcje publiczne zmierzają do ochrony interesu publicznego, polegającej na zapobieżeniu angażowania się osób publicznych w sytuacje i uwikłania mogące nie tylko poddawać w wątpliwość ich osobistą bezstronność czy uczciwość, ale także podważać autorytet organów państwa. Chodzi o wyeliminowanie pokusy nadużywania pełnionego stanowiska.
Jeszcze jedna ważna kwestia. Zgodnie z prawem geodezyjnym i kartograficznym, dokumentacja będąca wynikiem prac geodezyjnych podlega kontroli właściwego ośrodka dokumentacji. Szefem takiego ośrodka w Sępólnie jest Ewa Zygmunt-Lorbiecka. Czyli mamy sytuację, w której geodeta jest organem kontrolnym dla innych geodetów prowadzących podobną działalność. To również jest obszar wywołujący podejrzenie o stronniczość.
Jakichkolwiek argumentów by szukać, mamy do czynienia z chorą, a jednocześnie niedopuszczalną sytuacją. Pretensji o to do obecnych starostów czy zarządu powiatu mieć nie można. Ten układ, nie boimy się użyć tego słowa, został stworzony przez ich poprzedników. Nowa władza taki stan zastała i musi ten układ rozbić. Nasi informatorzy twierdzą, że to nie jest kwestia jednego rachunku, a co najmniej czterech, które łącznie dają o wiele większą kwotę. Może warto zadać pytanie, kto jeszcze na tym zarobił?
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.