Przede wszystkim musimy obronić nasz powiat
- Odsunięto od władzy poprzedni zarząd, ponieważ, waszym zdaniem, działo się źle. Czy złe tendencje zostały zahamowane, czy jest lepiej, a może nic się nie zmieniło, bo chodziło tylko o polityczną awanturę w roku wyborczym?
— Dążymy do pewnej zmiany filozofii funkcjonowania powiatu. Struktury tego powiatu tworzyli ludzie, którzy sprawowali władzę przez 15 lat. Wiemy o kim mówię. To był wicestarosta, pani skarbnik, osoby, które kierowały polityką powiatu. Nie mówię, że wszystko było złe. Były momenty dobre, ale i takie, które wymagały pewnej refleksji. My na taką refleksję się zdobyliśmy i zapoczątkowaliśmy pewne zmiany. Czy coś się zmieniło? Weźmy chociażby te 700 tysięcy oszczędności, które wskazaliśmy w budżecie. Rada przy tworzeniu budżetu ma dużo mniejsze możliwości niż zarząd i skarbnik. Przypomnę, że cięcia wskazane przez nas nie skutkowały zwolnieniami. Przez pół roku nie da się zrobić wszystkiego, co należy w tym powiecie zrobić.
- To co należy zrobić? Jaka jest wasza filozofia funkcjonowania powiatu?
— Jesteśmy przeciwni chaotycznej sprzedaży majątku. To udało się zatrzymać. Planowano sprzedaż udziałów w szpitalu, sprzedaż szkół i nie wiadomo czego jeszcze. Do dzisiaj nie wiem, co się kryło pod niektórymi zapisami. Taki budżet uchwaliliśmy, ponieważ nie mieliśmy innego wyjścia. Poprzedni zarząd i służby finansowe nie do końca mówili, co mają na myśli. Mówię o fizycznych nieruchomościach. Fakt, to jest uchybienie radnych. Radni ufają zarządowi i księgowym. Umawialiśmy się, że pewne zapisy ulegną korekcie. Pewnych zapisów dokonuje się, aby osiągnąć wymagane wskaźniki budżetowe, ale nie oznacza to ich fizycznej realizacji. Do końca nie wiedzieliśmy, co się pod tymi zapisami kryje, a to był błąd. Dzisiaj jako radny się do tego przyznaję. Bezgraniczne zaufanie do zarządu jest jednak zgubne. Powiat sępoleński musi zbudować swoją strukturę organizacyjną na miarę możliwości. Jesteśmy małym powiatem i przed tym nie uciekniemy. Taki jest nasz potencjał i określone dochody. Pod te dochody musimy stworzyć strukturę. Ona dziś jest, ale musi ulec sporej modyfikacji. Na to trzeba jednak czasu. Można to zrobić w sposób rewolucyjny, ale konsekwencje byłyby społecznie negatywne. Naszym zdaniem zmiany te mają zachodzić ewolucyjnie. Ten proces już się zaczął. Poprzedni zarząd już to realizował, ale nie w oczekiwanym zakresie. Wypłacanie nagród i premii w trudnej sytuacji materialnej było nieporozumieniem. Obecny zarząd uspokoił atmosferę. Nic złego się nie stało. Rada wskazała te 700 tysięcy oszczędności, a kolejne oszczędności będą się pojawiały sukcesywnie. To wyborcy zdecydują, czy to ma być kontynuowane. Mam nadzieję, że w nowej radzie znajdą się osoby odpowiedzialne.
- Przez 3 lata szliście pod rękę z Cygankiem. W głosowaniach popieraliście jego działania i nagle co, Cyganek jest do niczego?
— Nie ukrywam, że popieraliśmy tę politykę. Pewna refleksja przyszła przy tegorocznym budżecie. Ruchy dotyczące majątku, proponowane przez poprzedni zarząd, to był jakiś obłęd. Poprzednie budżety były do akceptacji i jeszcze nie uświadamiały nam trudnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Być moze sprzedaż Sypniewa wypaczyła obraz powiatu, a my jako rada nie byliśmy jeszcze tak dociekliwi, skrupulatni. Zaczynając kadencję, umawialiśmy się na oszczędności, ale tego nie realizowano. Nie mówię, że łamano prawo. Starosta i zarząd mają pewne umocowania prawne i w ich ramach to robiono, mimo że cały zarząd nie decydował o tych rzeczach. O tym decydował starosta, być może wicestarosta i służby fiansowe. Tam zapadały decyzje. Zarząd nie był informowany o wysokości nagród. Redakcja często twierdzi, że radni odpowiadają na równi z zarządem w kwestii budzetu. To nie jest prawda.
- Gdzie była ta dociekliwość radnych?
— Dociekliwość jest dopiero wtedy, kiedy jest dokument. Zarządy mogą mieć różny styl przygotowania prowizorium budżetowego. Mogą ujawniać radnym pewne rzeczy wcześniej, mogą ich nie ujawniać wcale. Niestety, u nas tak właśnie było. 14 listopada odbywał się zarząd, gdzie nawet jego członkowie nie byli w stanie wcześniej zapoznać się z projektem budżetu. Musieli go podpisać, ponieważ przepisy obligują zarząd do tego, aby przedstawić budżet do 15 listopada, udostępnić go radnym i wysłać do RIO. W tym momencie pojawia się dokument, na którym radni mogą pracować. Starosta przekazał nam pewne założenia, ale to były tylko namiastki całego budżetu. Dostając materiał 15 listopada, mogliśmy dopiero zareagować i tak się stało. W budżecie była zapisana sprzedaż udziałów szpitala i szereg innych niesprecyzowanych transakcji. Wiemy, że chodziło o budynki oświatowe. Były starosta dzisiaj się tego wypiera.
- Mogliście powiedzieć: stary, my tego przyjmujemy.
— A co my robiliśmy? Powiedzieliśmy nie, taki budżet nie przejdzie. Po sesji, kiedy go nie przyjęliśmy, złożyliśmy wniosek o odwołanie i był czas na jego poprawienie. Ile to trwało? Miesiąc, 30 dni na dogadanie się i odstąpienie od tych zapisów. To było możliwe. Warunek był taki: rezygnujemy ze sprzedaży i wprowadzamy program oszczędnościowy. Prosiliśmy o to. Starostowie twierdzili, że budżet jest dobrze przygotowany. Zrobiono jakąś śmieszną kosmetykę, ale ona nam nie wystarczyła. 30 tysięcy uważam za kosmetykę, ale 700 tysięcy to już nie jest kosmetyka. To już poważny ruch. Takie ruchy dla budżetu mają znaczenie. To przecież radni złożyli wniosek o zmiany, a oni mają ograniczenia przy tworzeniu budżetu. Rada nie może zwiększać wydatków, nie może zmniejszać dochodów majątkowych. Dlaczego nie zmieniliśmy dochodów, wiedząc, że one są nierealne? Robimy to dopiero teraz. W momencie uchwalenia budżetu radni nie mogli tego wykonać, bo byłoby to niezgodne z prawem. Są spore ograniczenia.
- Starosta Tadych w swoim exsposé oraz wywiadzie, który ukazał się na naszych łamach tydzień później, wyraźnie określił co chce zrobić. Jakoś tych działań nie widać. Oświata tupta w miejscu, zarząd drogowy nietknięty, szpital nietknięty.
— Zgadzam się z tym. Te działania są przygotowywane. Zacznijmy od oświaty. Moim zdaniem ma ona szansę dobrze funkcjonować w powiecie sępoleńskim. Co ja jako radny Krakowiak proponuję? Trwają przygotowania do utworzenia dwóch zespołów szkół. To jest dłuższy proces, tego nie zrobi się z marszu. Chodzi o zespół w Więcborku i Sępólnie. Te zespoły muszą prędzej czy później powstać. Nie ma więcej młodzieży i koniec. Utworzenie zespołów nie oznacza likwidacji szkół. One muszą nadal funkcjonować. Czy następna rada będzie to realizować? Mam nadzieję, że tak. Druga rzecz to obsługa administracyjna szkół.
- Powiat na miarę możliwości. Czy stać nas na pięć lokalizacji szkół w powiecie?
— Jeśli z czasem okaże się, że te obiekty nie są optymalnie wykorzystane, to będzie decyzja dyrektorów zespołów szkół. Na dziś w tej kwestii nic się nie zmienia. Naszym celem jest zbliżenie się z kosztami do subwencji. Możemy dokładać do szkół, ale nie za dużo. Starosta Tadych i Chatłas nie są w stanie zrobić rewolucji w pół roku. Zresztą nie o to chodzi. Jeśli damy im szansę, aby rządzili w kolejnej kadencji, to wtedy można ich rozliczać. Do tej pory w tym powiecie nie było odważnych, aby robić takie zmiany. My się odważyliśmy. Przykładem jest zmiana funkcjonowania wydziału finansowego w starostwie. Ilość osób pracujących w administracji ma być mniejsza. Tak musi się stać, inaczej nie wyjdziemy z tarapatów.
- Co z zarządem drogowym?
— Moim zdaniem, powinniśmy pójść w kierunku spółki drogowej, która w naszym powiecie jest bardzo potrzebna. Mam na myśli spółkę wykonawczą. Udowodnił to ostatni przetarg. Oprócz zleceń, które otrzymywałaby z powiatu, mogłaby stawać w przetargach na wolnym rynku. Jeżeli nie uda się tego zrobić, to musi nastąpić zdecydowana zmiana w funkcjonowaniu zarządu drogowego. Bardzo szanuję naszych drogowców, ale utrzymywanie 18 osób to przy naszych możliwościach finansowych, nie jest za bardzo racjonalne. Jestem za spółką i utrzymaniem miejsc pracy.
- Wszelkie działania naprawcze czy restrukturyzacyjne wiążą się ze zwolnieniami.
— Są odejścia emerytalne. Ja przynajmniej w swojej spółce tak zrobiłem. Są emerytury, emerytury pomostowe i tak dalej. Na miejsce osób odchodzących nie zatrudnia się nowych. Dzisiaj firma ma wyniki i dobrze prosperuje. Jedną z przyczyn kłopotów powiatu jest decyzja w finansowaniu rozbudowy szpitala. Taką decyzję forsował ówczesny starosta Henryk Pawlina. Nikt nie miał najmniejszych uwag do tego, że szpital ma być rozbudowany, ale sposób finansowania to była pomyłka. Nie było nas na to stać. My, radni z Sępólna, mówiliśmy o tym, prosiliśmy. Nie na wariackich papierach, zróbmy dokumentację, pozyskajmy środki zewnętrzne. Nikt nie był przeciwny tej budowie. Umowy podpisano w poprzedniej kadencji, a obecna je realizowała. Jakie było wyjście? Zerwać kontrakt i płacić odszkodowania. Finansowanie tej inwestycji było beznadziejne. Powiat przy takich inwestycjach musi pozyskiwać środki zewnętrzne. Ja w ZGK nie odważyłbym się na modernizację oczyszczalni bez finansowego wsparcia z zewnątrz. Inaczej zniszczyłbym zakład. Niestety, to nie radni prowadzą inwestycje. Od tego są odpowiedni ludzie i oni powinni za to odpowiadać. Znam realia przygotowania dokumentacji. Na 30-milionową inwestycję firma przygotowała dla ZGK dokumentację za 130 tysięcy złotych brutto. Jest to naprawdę skomplikowana i wielobranżowa dokumentacja. Budopol wpisał sobie milion na dokumentację. Sygnalizowaliśmy to, mówiłem staroście, że to przesada. Starosta odpowiadał, że wszystko jest dobrze. Z naszej strony było zbyt duże zaufanie do wykonawcy. W dobrej wierze podpisywano dokumenty i dzisiaj mamy przez to kłopoty. Gdyby Budopol zszedł z budowy i zakres prac byłby zgodny z rzeczywistym, to nie byłoby tak źle. Niestety, ta inwestycja nie jest naszym sukcesem. Założeniem było wykonanie budowy w 100 procentach. Dzisiaj wiemy, że została wykonana w 60 może 70 procentach. Wracając do sprawy spółki. Uważam, że w szpitalu zachodzą pewne zmiany. Wiemy, jakie były zaszeregowania zarządu, rady nadzorczej. Zmiany tam następują. Czy będzie zmiana zarządu? Pewnie kiedyś będzie. Kadencje kiedyś się kończą. To jest decyzja zgromadzenia wspólników. Bardzo ważne jest to, aby inwestycje, które w szpitalu zrealizowaliśmy, spowodowały zwiększenie kontraktu. Więcborski szpital musi mieć większy kontrakt. Zwiększają się koszty utrzymania, przybywa majątku, amortyzacji i na to trzeba środków, a skąd je wziąć? Jedynie z kontraktu.
- Zaprosiliście do spółki Andrzeja Chatłasa. Chodziło o to, aby uciszyć tego gościa, który non stop podskakiwał tam z tyłu? Czy może jednak liczy się jego wiedza?
– Do zarządu zaprosiliśmy mądrych ludzi. Korzystamy z jego fachowości. Filozofia funkcjonowania zarządu jest teraz diametralnie inna. Widzę współpracę w zarządzie, mam pełną informację co się dzieje. Oni kolegialnie podejmują decyzje. Wicestarosta jest bardzo ważnym ogniwem w tym zarządzie. Ma dużą wiedzę merytoryczną. Pewnie, że ten zarząd mógłby pewne ruchy wykonywać dynamiczniej, ale dajmy im szansę zrealizować poprawiony budżet i przygotować zmiany organizacyjne. Mam nadzieję, że po wyborach będzie to kontynuowane, że nie będzie powrotu do przejadania powiatu.
- Mimo wszystko podjęliście duże ryzyko. Może być sukces, ale może być klapa.
– Z pokorą przyjmę wyniki wyborów. Za późno dojrzeliśmy do działania, ale lepiej późno niż wcale. Dzisiaj zarząd realizuje politykę wskazaną przez radę. Współpraca z samorządami gminnymi jest o niebo lepsza. Jasne, że chciałoby się zrobić o niebo więcej. Jeśli mamy powiat, róbmy wszystko, aby był jak najlepszy. Na jego likwidacji moglibyśmy bardzo dużo stracić i nie chodzi tylko o prestiż. Szczególnie gmina Sępólno i Więcbork mogłyby stracić. Nie możemy porównywać się z innymi powiatami. Jesteśmy biedniejsi i koniec.
- Wróbelki ćwierkają, że Krakowiak jest w trakcie rozgrzewki do skoku w górę (nie w dal), czyli do sejmiku. Czy to prawda?
– Nie ukrywam, że tak jest, ale muszą być spełnione pewne warunki. Chcę wystartować na poważnie, a dla mnie to znaczy wysokie miejsce na liście. Działam w samorządzie 20 lat i chcę się poddać weryfikacji. Uważam, że mam odpowiednie doświadczenie.
- Jakie miejsce na liście jest satysfakcjonujące?
– Pierwsze miejsce, może drugie. Nie wiem czy trzecie. Nie ja o tym decyduję i podchodzę do tego z pokorą. To są wybory partyjne, jestem członkiem partii.
- Wracając na nasze, powiatowe podwórko i zmierzając ku końcowi naszej rozmowy, właściwy kierunek został obrany. Nic, tylko go realizować, ale po drodze są listopadowe wybory.
– Wiemy, co chcemy zrobić. Być może zostanę też w powiecie. Nie uciekam od odpowiedzialności. To nie jest tak, że mamy receptę na sukces, a inni nie. Będę przekonywał mieszkańców do naszych pomysłów.
- Skoro Krakowiak stanął za tym puczem, to dlaczego sam nie został starostą?
– Starostą można zawsze zostać. Nie zostałem, ponieważ mam ważne zadania do wykonania w swojej spółce. Może to nie jest w pełni doceniane, ale jako pracownicy spółki realizujemy jeden z największych kontraktów w powiecie. Nie brakuje mi odwagi i odpowiedzialności. Uważam, że Jarosław Tadych jest bardzo dobrym starostą. Jak damy mu szansę, to mam nadzieję, że nadal nim będzie. Taką mam głęboką nadzieję. Ktokolwiek zostanie starostą, weźmie na siebie ogromną odpowiedzialność.
- Dziękuję za rozmowę.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.