Felieton Radka Skórczewskiego
(Re) Emigracja
Radek Skórczewski, 16 październik 2025, 10:28
Średnia:
0.0
(0 głosów)
Patrzę na skierowanie. Na badanie kontrolne… nadciśnienie tętnicze, echokardiografia etc… Adres jakiś taki berliński, trąci mi blokowiskiem wschodniego Berlina, na pewniaka wielka dzielnica wschodnia: Marzahn. Tylko skierowanie wystawiła Polka, lekarz rodzinny z Garz. Lampka kontrolna… To nie trzyma się kupy… Gość tak po 60… do gabinetu wciska się też żona. He…. Standard… pewno wie więcej niż jej stary o jego chorobach i dolegliwościach, z reguły jeszcze mu leki sortuje na cały tydzień… Więc wywiad będę pewno prowadził z tą blondyną, bo gość ani be, ani me... Typowe dla… polskich żon…. Wszystko wiedzą, a chłop niewiele… Facet się rozbiera, kładzie na kozetce i zaczynam badanie. Zaczynam wypytywać o dolegliwości. O dziwo, odzywa się logicznie i konkretnie na zadawane pytania. Bardzo konkretnie. Ale z lekkim akcentem. Walę w ciemno po polsku…
.– A pan skąd żeś się urwał? Na twarzy gościa pojawia się wyraz zdziwienia.
– Ze Ślunska… A pan doktor Polak? Wzrok ślizga się to na mnie, to na portret mojego pradziadka Richarda wiszący za moimi plecami. Czarny uniform i trupia czacha kajzerowskiego kirasjera zmylił już wielu…
– Jo….. (nie wstydzę się mojego jo… jestem z niego dumny…) Z Bydgoszczy jestem (już się nie zagłębiam w niuanse krajeńskie).
– O Jezuuuu…. Ja też!!! Z zapieców odzywa się przedstawicielka tej drugiej, ponoć lepszej połowy… – Ja też. A skąd pan?
– Ze Szwederowa... – nie zdążyłem dokończyć .
– O Jezuuuu… – piszczy sympatyczna blondynka. – A ja z Toruńskiej… (to fyrtel obok Szwederka)
Okazało się, iż chłop wyemigrował na początku lat 80. do Berlina Zachodniego i tam pracował jako ratownik medyczny. Ona była typową Hausfrau, zajmowała się domem, taki standard końca ubiegłego wieku w zamożnych Niemczech Zachodnich. Jak przeszedł na emeryturę, jak sam powiedział, obudził się w innym świecie. Do tej pory praca na dyżurach na zmiennych grafikach powodowała, iż nie zauważył zmian w otoczeniu. Żona widziała już wcześniej. Ostatnio nie można już było zostawić auta otwartego na parkingu, co rusz ktoś je rysował, coraz więcej hałasu na dzielnicy. wieczorami już się nie chciało chodzić na spacery. Grupki wyrostków niekoniecznie europejskiego wyglądu skutecznie zniechęcały do wychodzenia z domu. Więc kilka lat temu podjęli decyzję… kupili dom w Polsce... i są szczęśliwi. Ale wynajmują mieszkanie w blokowisku w Berlinie. Małe, brzydkie, ale zameldowanie jest!
Takich przypadków znam dziesiątki… Tylko w statystykach nie są objęci.
Polscy imigranci opuszczają Niemcy i wracają do kraju. To, jak ostrzega niemiecka prasa, uderzy w tamtejszą gospodarkę, pogłębiając deficyt pracowników. I tu można paść ze śmiechu, bo w Niemczech w wieku produkcyjnym jest kilka milionów ludzi… tylko do niczego się nie nadających… Na socjalu… jedyne co, to kebaby kręcić i sziszę zapalić potrafią. I jeszcze transport. A więc nic kreatywnego. Do pracy wymagającej produktywności, dokładności, odpowiedzialności to oni się nie nadają. W Polsce, wobec kurczącej się populacji osób w wieku produkcyjnym, fala powrotów z emigracji bardzo by się przydała. Jak dotąd jednak zjawisko to ma niewielką skalę.
Maleje liczba emigrantów zarobkowych z Polski. W dużej mierze jest to efekt kurczenia się populacji młodych, najbardziej mobilnych osób.
Po raz pierwszy w tym stuleciu Niemcy odnotowały większy odpływ polskich obywateli niż napływ – pisał pod koniec września monachijski dziennik „Münchner Merkur”. Artykuł utrzymany był w alarmistycznym tonie. Gazeta wskazywała, że wyjazd polskich imigrantów może pogłębiać niedobory kadrowe w takich branżach jak budownictwo, transport oraz opieka zdrowotna. Temat podchwyciły później także inne niemieckie media.
Z polskiej perspektywy powrót emigrantów z Niemiec i innych państw Zachodniej Europy byłby z kolei zjawiskiem jednoznacznie pożądanym. Gdyby miał odpowiednią skalę, złagodziłby deficyt pracowników na krajowym rynku pracy, który wynika z wyjątkowo szybkiego starzenia się ludności Polski
Według danych GUS na koniec 2024 r. ludność Polski w wieku produkcyjnym (od 18 do 59 lat dla kobiet i 64 lat dla mężczyzn) wynosiła 24,3 mln osób, o niemal 2,6 mln (czyli 9,6 proc.) mniej niż dekadę wcześniej. Tak szybkie kurczenie się populacji sprawia, że nawet w warunkach dobrej koniunktury w Polsce trudno już liczyć na wzrost zatrudnienia, o ile nie otworzymy szeroko drzwi dla imigrantów (tych, którzy przebywają nad Wisłą czasowo, GUS nie uwzględnia w bilansie ludności).
W rzeczywistości osób w wieku produkcyjnym jest w Polsce jeszcze mniej. Do ludności Polski według krajowej definicji zalicza się też obywateli, którzy czasowo (ponad 12 miesięcy) przebywają za granicą. Według szacunków GUS w 2023 r. było ich 1,56 mln.
Z danych Eurostatu wynika, że w innych niż Polska krajach UE na początku 2024 r. (czyli w praktyce w 2023 r.) rezydowało 1,5 mln obywateli Polski. Do tego w Wielkiej Brytanii i Norwegii mieszkało czasowo co najmniej 700 tys. Polaków. Łącznie, jak sugeruje to źródło, w Zachodniej Europie przebywa co najmniej 2,2 mln osób z polskim obywatelstwem
W dziewięciu krajach UE, do których najchętniej wyjeżdżają Polacy, ich liczba jak dotąd nie malała. Bez względu na to, jaka jest ich rzeczywista liczba, emigranci to w dużej części osoby w wieku produkcyjnym. Faktyczna populacja takich osób w Polsce jest więc w okolicy 22-23 mln (nie uwzględniając imigrantów czasowych), a nie 24,3 mln. To zaś oznacza, że powrót do kraju choćby co trzeciego emigranta oznaczałby, że liczba ta wzrosłaby o ponad 2-3 proc. Co więcej, pracownicy z doświadczeniem pracy za granicą mogliby być dla pracodawców szczególnie cenni.
Według danych niemieckiego urzędu statystycznego, które zaintrygowały tamtejszą prasę, w 2024 r. do Niemiec przyjechało 76,3 tys. Polaków, o niemal 12,1 tys. mniej niż wyjechało. Saldo tych migracji było ujemne po raz pierwszy od co najmniej 25 lat. Dotychczas tylko raz, w 2008 r., było bliskie zera. Maleje liczba mieszkających w Niemczech Polaków. Nie jest jednak jasne, ilu z nich wróciło do kraju. Te zmiany są jednak w przeważającej mierze skutkiem tego, że maleje liczba Polaków, którzy do Niemiec wyjeżdżają. W 2024 r. ich liczba spadła o 21,6 tys., najbardziej od pandemicznego 2020 r. Znalazła się w efekcie na najniższym poziomie od 2000 r. Liczba obywateli Polski, którzy Niemcy opuścili, wzrosła, ale o zaledwie 3,3 tys.
Na razie jednak powroty z emigracji według polskiej prasy nie są zjawiskiem masowym. I z tym się zupełnie nie zgadzam, bo piszą to ludzie, którzy tu (czyli w Niemczech nie mieszkają i nie znają realiów życia na granicy od podszewki). A migracja powrotna jest i to znaczna… tyle że nie objęta w oficjalnych statystykach. I objęta nigdy nie będzie. Wspominałem o tym już kilka lat temu i mało kto ze znajomych traktował moje słowa poważnie. Teraz zauważył to nawet GUS. We Wschodnich Niemczech na terenach przygranicznych jest pełno Polaków… Zameldowanych, ale tu... niemieszkających! Bowiem oni mieszkają w… Polsce. Po osiągnięciu wieku emerytalnego kupują sobie mieszkania, domy w Polsce. Bo tu u nas jest swojsko, wesoło i przede wszystkim bezpiecznie, bo tam to jest już „czarno”. To wyrażenie „tam jest już czarno” nie ubzdurałem sobie, słyszałem już wielokrotnie w szczerych rozmowach z Polakami, moimi pacjentami, którzy opuścili zachodnie landy. Pełno jest takich ludzi w Szczecinie, ale zameldowani pozostają w Niemczech. Mam pacjentów, którzy na kontrolę rozrusznika przyjeżdzają do mnie z Kołobrzegu. A co tam... Wsiadają w auto i lecą naszą Ostseeautobahn (nasza autostrada A6 - hi-hi-hi...) na Szczecin, a stamtąd do naszego Oberwypierdowa. W wielu wypadkach zameldowanie w Polsce spowoduje zmniejszenie wypłacanej emerytury przez niemiecki system socjalny. Nie wnikałem w to nigdy, ale jest to podobno dość skomplikowane (jak cały aparat biurokratyczny Niemiec). Tak więc mieszkają w Polsce, tam żyją, a zameldowani pozostają w Niemczech, jeżdżą tam odbierać tylko pocztę. Rzadko, bo z reguły robi to nawet zaprzyjaźniony sąsiad. Niemieckie miasta przygraniczne nie robią z tego problemu… Bo mają kasę za wynajem. W innym przypadku mieszkania stałyby puste i generowały koszty. A nie daj Boże, musieliby ulokować tam przedstawicieli Afryki Subsaharyjskiej albo Lewantu, którzy nie przejawiają ochoty do asymilacji. A tak wpada kasa za nic. I wilk syty, i owca cała. Mnie to czasami podpada na skierowaniach… Kiedy adres niemiecki jest daleki, a kierujący lekarz rodzinny z „naszych” okolic.
Ponieważ na „Zachodzie nie jest bez zmian” , bezpieczeństwo się pogarsza, służba zdrowia kula się po równi pochyłej (a to przyspieszy, z tego co wiemy, za rok…), coraz więcej Polaków z Zachodnich Niemiec będzie wracało do bezpiecznego kraju nad Wisłą.
Malejąca skłonność Polaków do wyjazdów za granicę świadczy dobrze o kondycji polskiej gospodarki. Warunki życia nad Wisłą coraz bardziej zbliżają się do tych, które panują w Zachodniej Europie, co ogranicza opłacalność emigracji. PKB na mieszkańca w 2024 r. był w Polsce o 33 proc. niższy niż w Niemczech. Jeszcze kilka lat temu, tuż przed pandemią COVID-19, różnica sięgała 40 proc., a w 2014 r. – gdy za Odrę wyjechało o ponad 64 tys. Polaków więcej niż w przeciwnym kierunku – wynosiła 47 proc.
Nawet Brexit niewiele zmienił
Główny Urząd Statystyczny publikuje systematycznie dane o migracjach na pobyt stały. Najnowsze wskazują, że w 2024 r. liczba takich imigrantów wyniosła 19,5 tys., a liczba emigrantów sięgnęła 10,2 tys. (saldo było dodanie dziewiąty rok z rzędu). Spośród imigrantów ponad połowa – niemal 11 tys. – to osoby z polskim obywatelstwem. Wśród emigrantów osoby z polskim obywatelstwem dominują.
To jednak oznacza, że saldo migracji na pobyt stały wśród samych Polaków było w okolicy 1 tys. To liczba wielokrotnie mniejsza niż ujemne saldo migracji Polaków do Niemiec – co mogłoby sugerować, że duża część rodaków, którzy wyjechali z Niemiec, nie osiadła w kraju. Niestety, te dane obejmują tylko niewielką część ogółu migrantów – tych, którzy meldują się na pobyt stały lub się wymeldowują.
Wspomniane już dane Eurostatu o liczbie Polaków rezydujących w innych krajach UE sugerują z kolei, że na przestrzeni ostatnich lat była ona w łagodnym trendzie wzrostowym – pomimo spadku liczby Polaków ogółem i związanego z tym spadku skali emigracji. Przykładowo, w dziewięciu państwach z najliczniejszą Polonią w 2016 r. mieszkało 1,34 mln obywateli Polski, a w 2023 r. - 1,42 mln. Nie wiadomo jednak jeszcze, co wydarzyło się w 2024 r., gdy nastąpił rzekomy odpływ Polaków z Niemiec.
W międzyczasie, w związku z Brexitem, do Polski wróciła część osób z Wielkiej Brytanii. Dane tamtejszego urzędu statystycznego wskazują, że w 2018 r. na Wyspach mieszkało niemal 1 mln osób z polskim obywatelstwem, a w 2021 r. już tylko 700 tys. (to najnowsze wiarygodne dane). Jaka część z tych 300 tys. Polaków, którzy opuścili Wielką Brytanię, osiadła nad Wisłą, nie wiadomo.
Pewną wskazówką mogą być dane GUS dotyczące emigracji na pobyt czasowy – choć, jak już wspominaliśmy, prawdopodobnie zaniżają one skalę wyjazdów. W 2024 r. liczba obywateli Polski czasowo przebywających za granicą wynosiła 1,56 mln, w porównaniu do 1,61 mln w 2018 r., czyli jeszcze przed wystąpieniem Wielkiej Brytanii z UE. To zmiana o zaledwie 3,5 proc., podczas gdy liczba Polaków w wieku produkcyjnym mobilnym w tym samym czasie stopniała o ponad 6 proc. Jednocześnie, według tych danych, w samej Wielkiej Brytanii w 2024 r. przebywało czasowo 440 tys. Polaków, o 120 tys. mniej niż w 2018 r. W tym świetle emigracja do innych państw mocno przewyższyła ewentualne powroty znad Tamizy.
– Faktycznie, mamy niedobór informacji na temat skali powrotów Polaków do kraju. Wydaje się jednak, że nie mamy do czynienia z żadną falą powrotów, tylko raczej rzeczką, którą chwilowo zasilił Brexit – podsumowuje dr Dominika Pszczółkowska-Mościcka. – Na pewno nie należy liczyć na to, że powroty z emigracji zrekompensują fakt, że pokolenia młodych ludzi wchodzące na rynek pracy są znacznie mniej liczne niż pokolenia ich rodziców – dodaje.
Jak dodaje, skłonność do powrotów nasilać może poczucie, że niektóre kraje Zachodniej Europy, które były popularnym kierunkiem emigracji Polaków, stają się miejscem coraz mniej bezpiecznym do życia. Ten wniosek zdają się potwierdzać badania niemieckiego Instytutu Badań nad Zatrudnieniem (IAB) przeprowadzone w pierwszej połowie bieżącego roku. Wynika z nich, że co czwarty cudzoziemiec żyjący w Niemczech rozważa wyprowadzkę. Wśród przyczyn ankietowani wymieniali m.in. poczucie wykluczenia oraz dyskryminację. To z kolei skutek narastającej niechęci Niemców do imigrantów, częściowo wskutek nieudanej integracji części z nich z niemieckim społeczeństwem.
Badanie IAB wskazuje na jeszcze jedno istotne zjawisko: imigranci, którzy deklarują chęć wyjazdu z Niemiec, nie zawsze planują powrót w rodzinne strony. Dlatego dane tamtejszego urzędu statystycznego o wyjazdach Polaków niekoniecznie pokazują skalę ich powrotów do kraju. Być może część z nich przeprowadza się do innych państw Zachodniej Europy. Na ten temat niestety niewiele wiadomo.
Ciekawostki z prasy
Bild.de. Sukces niemieckiego wymiaru sprawiedliwości!
Przez lata młody Syryjczyk Mohamad H. terroryzował 20 tysięczne miasteczko Husum w landzie Schleswig-Holstein i jego okolice. 14-latek jest oskarżony o około 200 przestępstw, w tym ostatnio o atak nożem. Teraz w końcu jest za kratkami - ponieważ jest wreszcie pełnoletni. Jest oskarżony o różne przestępstwa, w tym kilka przypadków niebezpiecznych obrażeń ciała, napaść fizyczną na policjantów i liczne kradzieże.
Atak nożem, który miał miejsce 28 września, był szczególnie groźny. 51-letnia ofiara została tak po prostu dźgnięta nożem w przejściu podziemnym na stacji kolejowej Bredstedt. Ledwo przeżyła. Prokuratura przez długi czas nic nie mogła mu zrobić, bo napastnik był niepełnoletni. Teraz poszedł do paki i czeka na proces.
To jest ogromny problem w Niemczech, szczególnie zachodnich. Gówniarze ze środowisk migracyjnych, a przodują tu przedstawiciele jedynej słusznej wiary pokoju, czują się bezkarnie, dopiero po osiągnięciu 14 lat można im przedstawić zarzuty. Jest to cholernie frustrujące dla policjantów, którzy wk… ni wiedzą, że nie mogą tym nieletnim gnojkom nic zrobić, bo zaraz będą sami oskarżeni o rasizm, faszyzm i Bóg wie co. Kiedyś brali takiego delikwenta na bok… był wpi… dol... i był spokój. Teraz… jak mówią… szajsdemokracja.
Welt .de . Z pogranicza medycyny…
W Niemczech wzrasta ilość przypadków chorych na syfilis. Tylko w zeszłym roku nastąpił wzrost o prawie cztery procent w porównaniu z poprzednim rokiem. Liczba przypadków kiły w Niemczech osiągnęła nowy szczyt w zeszłym roku. W 2024 roku odnotowano 9519 chorób, co stanowi wzrost o 3,9 procent w porównaniu z rokiem poprzednim, jak ogłosił w Berlinie Instytut Roberta Kocha (RKI). Zdecydowanie najwyższe zachorowania odnotowano w zeszłym roku w miastach-państwach Berlin i Hamburg, z odpowiednio 35,7 i 30,3 przypadków na 100 000 mieszkańców. Najniższe wartości odnotowano w Saksonii-Anhalt z 6,7 przypadkami, Turyngią z 6,6 przypadkami i Brandenburgią z 4,5 przypadkami. No cóż, akurat największy wzrost (ten oficjalny, rejestrowany) jest w miastach najbardziej dotkniętych multi-kulti, a najmniej zachorowań jest w landach, w których jest uchodźców najmniej (dawny DDR). Niestety raport ten nie różnicuje, w ilu procentach dotyczy to rdzennych Niemców, a w ilu ludności napływowej. A to byłoby ciekawe.
W internecie pojawiła się lista najniebezpieczniejszych miast Europy… W pierwszej trzydziestce nie ma żadnego polskiego miasta. Przodują miasta francuskie i angielskie… żyjemy w jednym z najbezpieczniejszych krajów Europy. Nie dajmy tego spieprzyć politykom.
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.
Zaloguj się
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Pomysł zrodził się w naszej redakcji. Utrwalony został na mocno...
Rolnicy z całej Polski, także z terenu powiatu sępoleńskiego,...
Dwa ostatnie dni ubiegłego tygodnia kilkudziesięciu urzędników z...

