Felieton Radka Skórczewskiego
Święty Marcin
Radek Skórczewski, 09 październik 2025, 11:57
Średnia:
0.0
(0 głosów)
Za oknem nastaje zmierzch. Listopadowy wieczór z wolna otula miasto swoim mrokiem. Powoli też robi się ciemno.
Nie zawiesiłem jeszcze firan i lamp, więc skąpe światło latarni ulicznych bez przeszkód przebija się do mieszkania przez stare rolety. Smugi liżą szarą wykładzinę salonu. Właśnie przeprowadziliśmy się z Karlburga pod Greifswaldem do Pasewalku, gdzie dostałem pracę w szpitalu powiatowym na oddziale chorób wewnętrznych. Notabene, w tym samym szpitalu, którym przed niespełna 90 laty leczył swoje rany z frontu zachodniego mój pradziad Richard i pewien niedoszły akwarelista z Austrii o imieniu Adolf. Rozpakowuję kolejny karton z książkami, gdy przez dogasający już pod płaszczem zmierzchu warkot ulicy przebija się narastający dziecięcy gwar. Podchodzę do okna i widzę kolumnę w dużej części poprzebieranych w różne stroje dzieciaków pod nadzorem kilku dorosłych, która idzie zwartą kolumną przez Muhlenstrasse, przecina Uckerstrasse, przy której mieszkam, i kieruje się w kierunku starej poczty. Cała ta kolorowa hałastra trzyma w ręku rozmaite lampiony i śpiewa w takt muzyki puszczanej z głośników. Co to, u licha?
Rano, idąc do pracy, zatrzymałem się w kiosku pod naszym budynkiem i zasięgnąłem języka... Miły starszy pan wyjaśnił mi, iż to był pochód św. Marcina... taka ich tradycja...
Jest to tradycja, która zamienia całe miasta w świetliste festiwale dla dzieci. Otóż 11 listopada w Niemczech wspomina się św. Marcina, patrona m.in. armii, rycerzy, dzieci, podróżujących, żebraków. Św. Marcin żył w IV wieku. Za młodu był rzymskim legionistą, lecz po przyjęciu chrztu porzucił służbę wojskową. Następnie przez szereg lat prowadził pustelniczy tryb życia, skupiając wokół siebie kilkudziesięciu innych mnichów. Wkrótce został ogłoszony biskupem z Tours. Jako ordynariusz „zrewolucjonizował” swój urząd - wyszedł z katedry i zaczął sam chodzić do wiernych. Nawiązując kontakty z innymi biskupami, żył skromnie i przykładnie. Stał się ojcem życia zakonnego we Francji, a później patronem tego kraju. W potocznej świadomości zasłynął jednak przede wszystkim swoim szczodrym gestem - legenda głosi, że Marcin jeszcze jako żołnierz w pewną mroźną noc spotkał na drodze przemarzniętego żebraka, który poprosił go o pomoc. Marcin rozciął swój czerwony płaszcz i oddał pół szaty żebrzącemu. W noc po tym wydarzeniu Marcinowi miał ukazać się Jezus, mówiąc, że to On podał się za biedaka.Obecnie wspomnienie św. Marcina to przede wszystkim wielkie wydarzenie dla dzieci. W okolicy 11 listopada organizuje się - głównie w przedszkolach i parafiach - pochody z lampionami. Z reguły wtedy zostaje odegrana scena dzielenia się płaszczem - dzieciom towarzyszy rycerz ubrany w purpurowy płaszcz i rzymski hełm. Jest również ogień jako symbol oświetlenia ciemności, czyli dobrego uczynku: kto się dzieli, ten wygrywa. I są maluszki z przejęciem i lekką tremą niosące kolorowe lampiony. Dokładna genealogia pochodów z latarenkami nie jest znana. Przypuszcza się dwie możliwości: jedną z nich są procesje świetlne, jakie wierni urządzali, odwiedzając grób św. Marcina. Inna wskazuje na roczny cykl pracy w polu. W okolicach dnia świętego Marcina ponownie rosło znaczenie światła i ognia - znów coraz wcześniej robiło się ciemno i trzeba było ogrzewać się ciepłem z pieca. Wraz z początkiem listopada rolnicy kończyli pracę w polu i w podzięce za udane zbiory zapalano ogniska na pustych polach, rytualnie „spalano” lato, zamykając tym samym urodzajny okres Ziemi. Przy tych ogniskach dzieci paliły pochodnie z papieru i słomy lub z wydrążonych dyń. Z takimi pochodniami chodziły przez wieś, prosząc o owoce i ciastka. A dzisiejsze lampiony to niekiedy małe dzieła sztuki! Mają przeróżne kształty, kolory, wielkości - zawsze są odzwierciedleniem osobowości i pasji autora. Jest to piękna i wzruszająca tradycja, zwłaszcza dla najmłodszych dzieci. Także dla dorosłych jest to czasami sentymentalna podróż w krainę własnego dzieciństwa.
Tymczasem teraz w zachodnich landach ta tradycja jest w niebezpieczeństwie.
Jak podaje „Bild” w zeszłym roku w samym mieście Leverkusen (Nadrenia Północna-Westfalia) było 160 przemarszów św. Marcina. Większość z nich była zorganizowana przez szkoły podstawowe. Ale teraz administracja miasta daje jasno do zrozumienia: nie będziemy już działać w ten sposób w 2025 roku. Każdy taki przemarsz wymaga pozwolenia, bo jest to związane z blokowaniem ruchu na ulicach i zapewnieniu bezpieczeństwa. Jak donosi „Kölner Stadt-Anzeiger”, tylko średnio jeden przemarsz na dzielnicę może mieć miejsce w przyszłości. Kiedy w grę wchodzą tłumy, szczególnie dzieci, bezpieczeństwo na paradzie św. Marcina staje się szczególnie ważne.
„W wyniku śmiertelnych ataków w kontekście ostatnich wydarzeń w kraju wymagania bezpieczeństwa znacznie się zaostrzyły” – odpowiada administracja miasta Leverkusen. Gminy są teraz zobowiązane do zapewnienia najwyższego poziomu bezpieczeństwa uczestnikom wydarzeń w strefie transportu publicznego. A to kosztuje. Już teraz z powodu braków kadrowych policja nie może już w pełni towarzyszyć dużej liczbie parad św. Marcina.
Już w 2024 roku tylko 60 ze 160 parad św. Marcina mogło mieć ochronę. Miasto proponuje następujące rozwiązanie: szkoły powinny połączyć swoje siły i połączyć swoje przemarsze.
Tylko to nie o to chodzi. Takie przemarsze to także swojego rodzaju rywalizacja pomiędzy szkołami: która w tym roku lepiej wypadnie. W tym jest też duża frajda dla dzieciaków. Więc obecnie jest zakaz przemarszów św. Marcina bez pozwolenia administracji. „Bezpieczeństwo uczestników jest najwyższym priorytetem.”
Więc... najlepiej zakazać i udawać, że wszystko jest w normie.
Niestety, ilość napadów, szczególnie tych z nożem w ręku, skokowo wzrasta z roku na rok. Nikt nie chce się podpisać pod zezwoleniem na otwarty przemarsz kilkudziesięciu dzieciaków po ulicach miasta bez ochrony policyjnej. A nie daj Boże jakiś wyznawca religii pokoju i zwolennik proroka Mahometa (to ten co poślubił 9 - letnią dziewczynkę, w świetle naszego prawa po prostu pedofil) stwierdzi, że nawróci niewiernych, rozjeżdżając ich samochodem... Takie zdjęcia rozjechanych ofiar na asfalcie nie robią dobrej prasy miastu, więc... najlepiej zakazać. Tym bardziej, że ta tradycja zacznie wymierać... Problem sam się rozwiąże. Statystyki podają, iż dzieci ze środowisk migracyjnych stanowią ponad jedną trzecią uczniów w Niemczech. I będzie ich procentowo coraz więcej. Ich rodzice siedzą na socjalu i majstrują kolejne. Niemcy... pracują, mają maks dwójkę dzieciaków. No bo ktoś musi pracować. A teraz mówi się nawet o przedłużeniu wieku emerytalnego od 70 lat, a nawet 73. A przecież żaden muzułmanin nie będzie świętował jakiegoś chrześcijańskiego patrona... Więc... w zachodnich Niemczech temat przemarszów św. Marcina z czasem się sam rozwiąże...
Nie zapomnę słów jednej z nauczycielek na wycieczce klasy mojej córki w pewnym muzeum w Berlinie, kiedy niemiecka równoległa klasa nas mijała, robiąc miejsce w szatni...
– Ty widziałaś... – zwraca się do koleżanki.
– Tam były chyba tylko maks troje niemieckich dzieci.
Z życia szpitalnego...
Siostra Nadia wpada do mojego gabinetu i kładzie mi paczuszkę takich małych czekoladek Milka na biurku.
– Masz, smacznego... – rzuca do mnie.
– He? – Robię zdziwioną minę.
– Byłam w poradni dziecięcej. Zmienili asortyment... już w nagrodę za dobre zachowanie dzieciaki nie dostają haribo... tylko milkę...
– A po czorta? – Pytam.
– No jak to... w haribo jest żelatyna... muzułmanie nie mogą jej jeść... My Niemcy musimy się dostosować.
No tak, świnie są nieczyste. Najważniejsze, że miasta, tam skąd oni pochodzą, są zadbane i czyściutkie, i wszędzie mają toalety…Wystarczy obejrzeć sobie reportaże z Jemenu czy Iraku.
Á propos, u nas też nie lepiej. Byłem ostatnio w Sępólnie. Na mojej ulicy widać, że jest zbierany materiał do kotłowni opalanej słomą. Brudne resztki słomy smętnie podrygują w rytm październikowego wiatru u podstawy sztycy oblebranego kiedyś zapewne pomarańczowego kosza na śmieci na wybetonowanej Sienkiewicza.
Czy ktoś się tym przejmuje, że ciągniki ze słomą jeżdżą bez przykrycia przez miasto? Że kosze na śmieci wypadałoby czasem umyć, przykręcić, wyprostować? Pewno władza mieszka za rzeką i ma stare Sępólno w...
Radek
Krajan na zachodnim brzegu Odry
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.
Zaloguj się
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Pomysł zrodził się w naszej redakcji. Utrwalony został na mocno...
Rolnicy z całej Polski, także z terenu powiatu sępoleńskiego,...
Dwa ostatnie dni ubiegłego tygodnia kilkudziesięciu urzędników z...