Noc była nieprzyjemna, typowa dla połowy listopada, a więc zdecydowanie bliższa zimie niż jesieni. Dokuczliwy ziąb i szybko zapadający zmierzch już dawno wygoniły z obejść do izb wszystkich mieszkańców Melanowa, niewielkiej wsi pomiędzy Zamartem a Ogorzelinami. Teraz, grubo po północy, większość z nich spała głęboko, pochrapując lekko i wzdychając przez sen. Błogiej ciszy na zewnątrz nie przerywało nawet szczekanie psów. Mogłoby się wydawać, że cały świat zamarł wyczekując poranka, że właśnie śni zakryty pierzyną, ale niestety - licho nie śpi nigdy. Nagle nocny spokój zburzył, dość głośny co prawda, ale pojedynczy, krótki, nie budzący nikogo brzęk tłuczonego szkła. To czyjaś wprawna ręka wbrew chrapiącemu światu rozbiła szybę w domu pana Michała Wolszlegiera i szukała teraz po ciemku zasuwki, żeby otworzyć okno…
Łukasz Jakubowski