Więcbork

Po prostu biegłem

Robert Lida, 16 październik 2025, 10:49
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Niewysoki, szczupły, ale posiada w sobie tyle energii, która pozwala mu w ekstremalnie trudnych warunkach przebiec 246 kilometrów i to w czasie poniżej 30 godzin. Krzysztof Brączyk z Więcborka ukończył legendarny Spartathlon, czyli jeden z najtrudniejszych biegów na świecie z Aten do Sparty. To bieg, który jest spełnieniem marzeń każdego ultramartończyka. Krzysztof swoją przygodę z bieganiem rozpoczął w wieku 45 lat za namową żony Ewy, która przez cały czas jest dla niego największym biegowym natchnieniem. O tym, jak podbijał Grecję, z Krzysztofem Brączykiem rozmawia Robnert Lida:
Po prostu biegłem

Na mecie biegacze otrzymują łyk wody

Po prostu biegłem

Krzysztof Brączyk i trofea, które przywiózł z Grecji

- Krzysztofie, przede wszystkim w imieniu wszystkich naszych Czytelników i lokalnej braci biegowej składam Ci ogromne gratulacje. To, co zrobiłeś, jest wielkie. Ja wiem, że 30 godzin biegu i tego, co się wokół niego działo, nie da się opowiedzieć w kilka minut, ale może spróbujmy. Zacznijmy od tego, jak wyglądały ostatnie przygotowania do tego wydarzenia.
– Dziękuję za gratulacje. Te przygotowania wynikały głównie z logistyki i doświadczeń zebranych podczas innych biegów. Nigdy wcześniej nie biegłem Spartathlonu, ale wiedziałem co najlepiej ze sobą zabrać. Po spakowaniu i tak jeszcze raz przesortowaliśmy. Do walizki można wziąć tylko ograniczoną ilość rzeczy. W razie potrzeby brakujące rzeczy można dokupić na miejscu w Grecji. Leciała ze mną żona i Bogdan Maciejewski, który chciał zobaczyć, jak wygląda Spartathlon, a jednocześnie był moim supportem, czyli serwisantem. On był chętny do tego, żeby mi pomagać w czasie biegu. Najlepiej mieć serwis dwuosobowy. Jedna osoba też dałaby sobie radę, ale miałaby bardzo dużo pracy. Trzeba jechać samochodem, przygotowywać napoje i posiłki.
-l Czyli serwis przemieszcza się samochodem?
– Tak, samochodem. Przejeżdża z punktu na punkt. Organizator podaje punkty, na których może być serwis. Nie może być na wszystkich punktach kontrolnych. Są wyznaczone specjalne punkty i tylko na tych punktach serwis może udzielać pomocy. Pierwszy punkt jest dopiero na 42. kilometrze, a następny na 81. kilometrze. Na punktach przygotowanych przez organizatora, jeśli chodzi o picie, to niczego nie brakowało. Była woda, cola, izotoniki. To było zagwarantowane. Do tego były banany, ciastka, rodzynki. Jedzenie nie było na każdym punkcie, ale na niektórych. Ja korzystałem z tego bufetu, aby uzupełnić braki w organizmie. Gdybym z tego nie korzystał, to musiałbym mieć więcej z sobą, a to dodatkowe obciążenie w czasie biegu.
- Jak wyglądała sama trasa?
– Trasa jest przez cały czas pagórkowata. Do 140. kilometra nie są to może góry, ale cały czas biegnie się lekko do góry lub lekko w dół. Może to nie są duże przewyższenia, ale długie. Właściwie nie ma płaskiej trasy. Od 140. kilometra zaczynają się większe przewyższenia z górą, która ma ponad tysiąc metrów. Na sam szczyt to praktycznie wchodziłem. Może mógłbym chwilami biec, ale to było w nocy, a pod nogami były skały, więc nie ryzykowałem. Nie było żadnych barierek ochronnych i po prostu trzeba było uważać. Jeśli chodzi o nawierzchnię, to dominuje asfalt. Natomiast w górach były skały i szutr. We wcześniejszych latach było więcej odcinków szutrowych, ale z czasem je utwardzono asfaltem.
- Istotą i jedną z największych trudności tego biegu są limity czasowe na punktach kontrolnych, w których uczestnik musi się zmieścić. Jeśli je przekroczy, to musi zejść z trasy. Dodajmy, że limit na cały dystans 246 kilometrów to 36 godzin. Cały czas musiałeś zerkać na zegarek?
– Nie miałem z tym kłopotu. Nie musiałem o tym nawet myśleć. Po prostu biegłem. Biegłem szybciej niż określały to limity. Nie martwiłem się o to. Normalnie w 24-godzinnych biegach biegam około 5,15 – 5,20 min na kilometr. Tutaj biegłem troszkę wolniej i to mi spokojnie gwarantowało to, że nie musiałem oglądać się na limity. Miałem nawet pewien zapas czasowy.
- Przez 30 godzin trzeba pić, trzeba jeść, chce się spać. Jak sobie z tym radziełeś?
– Nie spać nie da rady. Jeżeli chodzi o picie, to na punktach była woda, a ja z sobą wziąłem izotonik. To mi wystarczyło. Na całej trasie na punktach miałem wodę i colę.
- Ktoś zapyta, cola zero czy z cukrem?
– Ja akurat piłem normalną colę. Niektórzy piją zero. Ja miałem za to piwo zero. To dobrze działa na żołądek. Do tego jakiś żel. Głównie korzystałem z tego, co zaproponował organizator. Jeśli chodzi o jedzenie, to ja korzystam z gotowych zupek dla dzieci, takich w słoiczkach. To są rzeczy mocno przetworzone i łatwo przyswajalne. Tylko je sobie doprawiam. Żadnych sensacji żołądkowych nie miałem. Jadłem też dużo bananów.
- Jak wyglądały ostatnie kilometry, ostatnie metry?
– Ostanie 20 kilometrów jest cały czas z górki. Jak się na tę górę wbiegnie, to trzeba z niej zbiec. Cały czas mnie pchało na tej końcówce, ale to nie znaczy, że było łatwo. W takiej sytuacji biegacz jest usztywniony, a po drugie występują duże przeciążenia na stawach po tylu kilometrach. Wcale nie jest to takie proste, jak by się wydawało. Nogi bolą, stawy bolą i trzeba umiejętnie biec. Nie za szybko, aby na tych ostatnich kilometrach nie zakwasić sobie mięśni i przez to przestać biec. Miałem jeszcze taki kłopot, że od 180. kilometra zaczęła mnie boleć lewa stopa. Mam w butach wkładki korygujące i jedna wkładka po prostu zaczęła mnie mocno uciskać w miejscu podtrzymywania śródstopia. Zacisnąłem zęby i biegłem dalej. Im bliżej do mety, tym było gorzej, ale przetrwałem. Nie dałem znać po sobie serwisantom, że coś się dzieje. Kontrolowałem ten ból. Jak się wbiega do Sparty, to samochody trąbią, ludzie pozdrawiają, skandują. Im bliżej centrum, tym więcej kibiców na trasie. Około 500 metrów przed metą jest taki moment, że serwisanci mogą biec ze mną, podać flagę i do końca biegłem z flagą. Serwisanci biegli ze mną. Do tego dołączyły się dzieci. Biegłem wolniej, aby nacieszyć się tą chwilą. Obok w kafejkach siedzieli ludzie, bili brawo. Przy pomniku Leonidasa spiker mnie przedstawił. Ciężko jest opisać takie przeżycie. To jest nagroda za ten wysiłek, kiedy obcy ludzie klaszczą, robią ci zdjęcia. To jest naprawdę fajne uczucie. Potem jest oczywiście ceremonia przy pomniku. Osoba, która ukończyła bieg całuje stopę Leonidfasa, a na jej głowę wkładany jest wieniec laurowy. Następnie nabiera łyk wody ze specjalnego naczynia i jest dekorowana medalem.
- Kiedy śledzimy historię Spartathlonów, to wyczytamy, że największym wrogiem ich uczestników był skrajny upał. Jak było 27 i 28 września?
– To jest jedna z głównych przeszkód. Bardzo często były tam upały w granicach 30 stopni. Tym razem nie było takiego upału. Było około 25 – 27 stopni. Niestety w nocy przyszła ulewa. Wtedy już było gorzej. Wiele osób szło po prostu zziębniętych. Nie każdy był przygotowany na taki chłód. Temperatura spadła do 10 stopni. Ja założyłem dodatkowo bluzę, do tego kurtkę. Jak pokonałem górę, to zaczęło lać. Dotarłem do serwisu i małżonka dała mi jeszcze foliową pelerynę. Trzeba było biec po kałużach. Nie było widać tego, co jest pod nogami. Wtedy dużo osób wyprzedzałem, a oni szli.
- W tak ekstremalnych biegach biegnie się głową, a nie nogami. Zgadzasz się z tym?
– Tak. Ja akurat nie miałem problemu z tym, że chciało mi się spać, ale do głowy przychodzą wtedy przeróżne myśli. Problem miałem wtedy, jak pojawił się ból w nodze. Zastanawiałem się, czy noga wytrzyma, czy nie wytrzyma. Miałem cel i starałem się go osiągnąć. Nie przygotowywałem się po to, żeby w połowie odpuścić.
-l W każdym biegu długodystansowym przychodzi kryzys. Miałeś taki kryzys?
– Był mały kryzys na 80 kilometrze. Na jednym punkcie nie było mojego pakietu, w którym miałem elektrolity. To było dosyć istotne. Przez pięć minut tego szukałem i nie znalazłem więc ruszyłem dalej, ale czułem osłabienie. Czułem skurcze na brzuchu. Jak dobiegłem do kolejnego punktu, to mi to uzupełnili. Drugi kryzys był związany z bólem stopy.
- Jak długi i w jaki sposób przygotowywałeś się do tego biegu? Czy masz własny plan treningowy czy ktoś ci go przygotowuje?
– Przygotowywałem się przez cały rok. To nie jest tak, że się przygotowuję przez cały rok na sto procent. Są momenty, że trenuje się mocniej, później się roztrenowuje. Jednak przez cały czas trzeba utrzymywać pewien poziom żeby później wrócić to tego poziomu, to jest ciężko. W większości korzystałem z własnych doświadczeń dlatego, że mam specyficzną pracę, pracuję na morzu. Jak wypływam, to nie mogę trenować na lądzie. Mam do dyspozycji tylko bieżnię, czasu mam mało na treningi. Nie wysypiam się wtedy, a pracuję na statku 12 godzin dziennie. Ten czas mam mocno ograniczony. Dlatego dobierałem sobie trening po swojemu. Jak wracałem z morza na ląd, to też musiałem te treningi poukładać po swojemu. W przygotowaniach istotne jest to, żeby dobrze przepracować zimę, czyli wyrobić tak zwaną siłę biegową.
-l Ile kilometrów robisz tygodniowo?
– Tygodniowo około stu kilometrów. Przed samymi zawodami to zwiększam do stu czterdziestu – stu pięćdziesięciu. Akurat przed tymi zawodami w jednym tygodniu zrobiłem dwieście czterdzieści kilometrów. Chodzi o to aby organizm zaadaptował się do długotrwałego wysiłku.
-l Ty zacząłeś biegać dosyć późno i jak pamiętam za namową żony. Jesteś dowodem na to, że na spełnianie swoich marzeń nigdy nie jest za późno.
– Zacząłem biegać jak miałem 45 lat. Nie to, że wcześniej nie biegałem w ogóle. Biegałem dwa – trzy kilometry. Pięć to było dla mnie dużo. Tak na poważnie zacząłem jak Rysiu robił te swoje 366 maratonów. Pierwszy mój oficjalny bieg to był z Karolewa Do Więcborka. Namówiła mnie do tego żona. Później przyszła zima i zona powiedziała, że Rysiu biega, to mógłbym mu pomóc i trochę się poruszać. Z czasem zaczęło to całkiem nieźle wyglądać. W styczniu zrobiłem pierwszy maraton. Później zaczęliśmy jeździć na maratony do Warszawy, Poznania i na półmaratony. Mój rekord życiowy w maratonie to 2:51:42. W biegu 24 -godzinnym przebiegłem 248,5 km. Startowałem w mistrzostwach świata, w mistrzostwach Europy. Należałem do kadry narodowej.
- Na Spartathlonie było pięciu Polaków i dobiegliście w komplecie. Ty byłeś najlepszy z tej piątki.
– Tak, byłem z tej piątki najlepszy. Co mam powiedzieć. Występ naszej reprezentacji był dobry.
- Wydaje się, że ukończenie tego biegu to spełnienie marzeń każdego biegacza, ale teraz masz chyba jakiś inny cel?
– Chyba nie. Teraz chcę sobie zrobić taki reset i biegi ultra sobie odpuścić. Nie wiem, czy całkowicie, czy za jakiś czas wrócę do długich biegów. Na dzień dzisiejszy chcę troszeczkę odpocząć. To zabiera zbyt dużo czasu. Wtedy umykają pewne rzeczy w domu, w rodzinie. To nie jest tak, że wszystko idzie pięknie i wspaniale. Biegając nie robi się innych rzeczy. Idąc na dwugodzinny trening, to nie jest tak, że ja tylko dwie godziny trenuję. Po takim treningu jestem zmęczony. Trzeba odpocząć. To nie jest tak, że od razu coś robię w domu. Nagle wychodzi na to, że 4 godziny w ciągu dnia uciekają. To jest ciężka i żmudna praca. Przez to żona ma więcej pracy w domu, bo ja jestem na treningu lub jestem zmęczony. To samo się nie dzieje. W tym procesie bierze udział cała rodzina. To, że ja biegam i biorę udział w zawodach to jest zgoda rodziny. To nie jest tak, że ja chcę. Ja po prostu mogę. To żona namówiła mnie na bieganie , trochę sama biegała więc to rozumie. Teraz jest zbyt duże zmęczenie i trzeba troszeczkę odpuścić.
-l W takim razie dziękuję za rozmowę i życzę udanego odpoczynku. 
                                                                                           
                                                                                                                                                                                                               *   *   *
Za naszym pośrednictwem Krzysztof dziękuje za pomoc w wyprawie do Grecji bumistrzowi Więcborka Waldemarowi Kuszewskiemu, firmie Ronet oraz Rysiowi Kałaczyńskiemu.
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Mecze Obrol Obkas – Tom-Dach Sitno, HZ Zamarte – Fireman...
W trakcie ostatniej sesji na sali obrad pojawili się...
Podczas mistrzostw Polski młodziczek, zakończonych w niedzielę w...