II wojna światowa przyniosła ludzkości wprost niewyobrażalną ilość cierpienia. Każdy kij ma jednak dwa końce. Bo gdyby nie ona, ani Leonard Rzepiński, ani żaden inny chłopak z tej naszej małomiasteczkowej Polski nie zobaczyłby takiego kawałka Europy. Przeglądam zdjęcia z albumu Leonarda Rzepińskiego. Odwracam jedno, czytam, co napisano na odwrocie: „Amandola, kwiecień 1946”. Biorę do ręki kolejną fotografię. Przypatruję się tym wszystkim postaciom zatrzymanym w kadrze. Od razu widać po nich, kto tutaj wygrał wojnę. Piękne widoki, uśmiechnięte twarze, po prostu la dolce vita. Pan Leonard i jego kompani są jeszcze w mundurach, ale chyba nie ma wątpliwości, że to już tylko pro forma. Nie w głowie im walka. Na żadnej fotografii nie widać broni. Teraz im tylko żyć i nadrabiać stracone lata!
Łukasz Jakubowski